Tych bied, jakiemi Bogi ścigają mię srodze,
Jednak twej ciekawości królowo dogodzę.
Ztąd daleko na morzach jest ostrów niewielki
Zwan Ogigią, siedziba srogiej zwodzicielki
Kalipsy pięknowłosej, a córki Atlasa —
Każdy Bóg jej unika, człek tam niepopasa;
Mnie tylko nieboraka demon zagnał do niej
Kiedy piorun Zewsowy na pełnych mórz toni
Roztrzaskał mi łódź moją. W dom mię swój przyjęła
Gościnnie nakarmiła, potem wmawiać jęła
Że mi da nieśmiertelność, a z nią młodość wieczną —
Lecz się broniłem od niej odmową stateczną.
Siedem lat mię trzymała — i nieraz łza padła
Na ambrozyjne szatki, które na mnie kładła.
A gdy ósme już lato nadeszło w lat toku,
Sama nagli na odjazd. Niewiem czy z wyroku
Zewsa, czy że jej serce doznało odmiany;
Dość, że na wątłej tratwie wićmi powiązanej
Wysłała mnie, żywnością, winem i odziewkiem
Niebiańskim opatrzywszy i ciepłym powiewkiem
Dmącym na jej rozkazy, gnała mię przez wody;
Całe dni siedemnaście płynąłem bez szkody;
W osiemnastym ujrzałem zarosłych gór czuby
Tej tu ziemi — i widok weselił mię luby!
Biedny! nieprzeczuwałem, jak srogie opały
Zgotował mi Pozyda gniew zapamiętały.
Jakoż wnet rwącym wichrem pomięszał mi szlaki;
Wzdął wielkie morze, bałwan cisnął na mnie taki,
Żem na tratwie od strachu wzdychał i dygotał —
Aż wichr wpadając na nią do szczętu zgruchotał.
Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/209
Ta strona została uwierzytelniona.