Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/222

Ta strona została uwierzytelniona.
208
ODYSSEJA.

»Nieznam cię, lecz źle mówisz, jak młokos zuchwały!
Wiedz, że Bogi niewszystko, na raz wszystkim dały,
Tak urodę, jak rozum, jak wymowę świetną;
Toż niejeden, co postać wziął lichą i szpetną,
Otrzymał z łaski Bogów taki dar mówienia,
Że gmin się nim zachwyca, gdy bez zająknienia
Tnie wdzięcznie i po prostu — podziwia go mnóstwo;
Idącego przez miasto tłum wita jak Bóstwo!
Inny znów, chociaż kształtem niebianom podobny
Niepotrafi się w sposób wysłowić nadobny.
Toż i ty, taki śliczny, że nawet Bogowie
Piękniejszego niestworzą — a pustki masz w głowie.
Głupiem słowem aż do dna rozdarłeś mi serce —
Choć mogę ci zaręczyć, żem nie fryc w szermierce,
Jakeś twierdził. Jam niegdyś z pierwszymi się mierzył
Pókim młodości mojej i ramionom wierzył.
Dzisiaj troski przysiadły; cierpiałem zbyt wiele
W bitwach z ludźmi, toż morskie zjadły mię topiele.
Lecz i dziś niezłomnego znajdziesz zapaśnika
We mnie, tak mię twa mowa boli i dotyka«.

Rzekł to — i jak był w chlenie, wstał i wziął do ręki
Krąk ciężki i nabity i nie tak maleńki
Jak te, które Feakom służą do zabawy.
Zamłyńcował nim, cisnął szparko z ręki prawej,
Aż warknął — aż i głowy pochylą Feaki
Do ziem, te zawołane na morzach flisaki.
Tak głaz huczał i dalej poza metę padnie,
Puszczon z ręki. Atene gdzie upadł, znak kładnie,