Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/236

Ta strona została uwierzytelniona.
222
ODYSSEJA.

Odtąd nasz gość ustawnie i wzdycha i jęczy;
Domyślam się, że w duszy jakiś go ból dręczy.
Więc nieśpiewaj! Tu wszyscy gość i gospodarze
Wesołymi być winni, tak obyczaj każe.
Wszak dla zacnego gościa jest i ta biesiada.
Te dary, okręt — zgoła, co dusza dać rada.
Bo każdy brata widzi w tułaczu znękanym,
Kto nie jest całkiem z uczuć litości obranym —
Więc też wykrętnem słowem nie wywódź mię w pole,
I mów mi czystą prawdę, tę najlepiej wolę.
Mów, jakiem cię nazwiskiem zwie ojciec i matka,
Mieszkaniec okoliczny i twoja czeladka?
Przecież nikt bez nazwiska po świecie nie chodzi;
Czy to pan, czy chudzina, ma je, gdy się rodzi;
Każdy, co go powiła macierz, ma nazwisko.
Jakżeż zwiesz naród, jak kraj, jak własne siedlisko —
Jeśli chcesz w zgadującej myśl odpłynąć nawie?
Feakom bo sterników niepotrzeba prawie,
Ni steru, co gdzieindziej jest w każdym okręcie,
Nasze, same zgadują myśl pana i chęcie,
Trafią w najdalsze kraje, znajdą wszystkie grody
Śród mgieł i nocy czarnych; a lecą przez wody
Morskie najchyżej. Również nie mamy obawy,
By burza potopiła i potłukła nawy.
Mam to jeszcze od ojca mego nieboszczyka
Nauzyta, że Pozejdon wciąż na nas się wścieka
O tę śmiałą odwózkę gości w ich tam strony,
Za co kiedyś nasz okręt dobrze opatrzony,
A do dom wracający, strzaska na roztoczy
Morskiej, a gród nasz górą ogromną zamroczy.