Bym dał im nabrać serów i drapnąć. Znów drudzy
Chcą na okręt gnać z obór ten dobytek cudzy,
Potem rozwinąć żagle i umykać cwałem.
Puszczam to mimo uszu (czemuż nie słuchałem!)
Chciało mi się go poznać, być jak gość podjętym —
Lepiej było się nigdy niespotkać z przeklętym!
Rozpaliliśmy ogień; obiatę składamy —
Gomółek cos podjadłszy, czekamy, czekamy —
Aż oto wrócił z trzodą, dźwigając straszliwą
Wiązań drew wysuszonych, na kuchnię paliwo,
I cisnął pod pieczarą z łoskotem. My w strachu
Pokryli się po kątach podziemnego gmachu.
On tymczasem w głąb jamy zapędzał maciory
Przeznaczone do doju; a zaś do obory,
Będącej tam w podwórku na zewnątrz pieczary,
Zamknął kozły i tryki; potem wziąwszy w bary
Głaz ogromny, zawalił nim do jamy wniście;
I dwadzieścia dwa wozy, mocne oczywiście
Czterokoleśne, tego niedźwigłoby głazu,
Którym on otwór jamy zawalił od razu.
Siadłszy potem, jął owce i kozy beczące
Doić, lub pod nie sadzać jagnięta ssać chcące.
Co gdy sprawił, połowę nabiału przeznacza
Na twaróg, który w gęstych koszach sam wytłacza;
Resztę trzyma w saganach, aby napój chłodny,
Mógł mieć na podoręczu, gdy spragnion, lub głodny.
A gdy tak z swą robotą uporał się pięknie —
Rozniecił ogień, a nas postrzegłszy, tak rzeknie: