Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/261

Ta strona została uwierzytelniona.

Pozejdon ojcem moim; on z tego się chlubi
On jeden wzrok mi zwrócić mógłby, gdyż mię lubi
On tylko, a nie żaden Bóg, lub dusza żywa.« —
Skończył — jam odparł na to: O czemuż mi zbywa
Na tej mocy, bym z ciebie wywlec mógł nikczemny
Duch i żywot i w Hades zapędzić podziemny.
Mówię ci szczerą prawdę, jak prawdą jest i to
Że Pozejdon nie wprawi oka coć wybito.

Jam rzekł; a on wyciągnął do gwiazd obie dłonie
I tak się do mórz władcy modlił: Pozejdonie!
Usłysz mię ziemioburco, usłysz czarnogrzywy
Jeślim syn twój, a tyś jest rodzic mój prawdziwy,
Ścigaj tego Odyssa, zakaż nieść go wodom
Do Itaki, i nigdy niech nie wróci do dom.
A choćby przeznaczenie oglądać mu dało
Ziemię ojców, dom własny, i w nim pozostałą
Rodzinę — to najpóźniej, po tułaczce długiej,
Jak nędzarz, bez nikogo z drużyny, bez sługi
Na niewłasnym okręcie, niech wróci do domu
I zastanie we własném gnieździe pełno sromu.

Modlił się, i Pozeidon dał ucho tym modłom...
Kiklop zaś podniósł większy niż wprzód skały odłom
Cisnął nim zamaszyście co sił — wzdy przesadził,
Pocisk padł za okrętem, omal nie zawadził
O rudel, byłby strzaskał sam koniec; w tém morze
Które ciśnięta skała aż do dna rozporze
Bałwanem nas na pełne gnało — a tak gnani
Zabiegliśmy nareszcie do dobrej przystani.