Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/267

Ta strona została uwierzytelniona.

Sam bowiem ster trzymałem, niedając nikomu
Wyręczyć się, by pewniej zapłynąć do domu.
Aż tu między drużyną, ten ów podejrzywa
Że w tym miechu skarb jakiś wielki się ukrywa
Dany mi od Eola; że w dom wiozę zbiory.
I takie między nimi były rozhowory:
»Dziwna rzecz, jak on lubion, jak uczczony wszędzie
W każdym kraju i miejscu, gdziekolwiek przybędzie.
Już z Ilionu on wywiózł wielkie kosztowności;
A my cierpiąc z nim równe trudy i przykrości
Wracamy do dom z niczem — taka nasza dola!
Teraz znów upominek dostał od Eola,
Dar przyjaźni... Więc pokąd trwa jego drzymota
Zobaczym ile w miechu ma srebra i złota?«
Tak prawili, i zgubna zwyciężyła rada:
Skoro miech rozwiązali, srogi wichr wypada
Rwie okręty, zapędza precz na pełne morze
Daleko od ojczyzny. W tem oczy otworzę
Cucę się — i niezłomny sercem myślę sobie
Czy mam skoczyć z okrętu, zginąć w mokrym grobie,
Czy cios ten znieść spokojnie i żyć? więc zważywszy
Zniosłem go — i na pokład padłem, twarz zakrywszy.
A tak orkanem gnane wróciły okręta
Znów do Eolii. Nuż w płacz moje niebożęta...
Wysiedliśmy na brzegi i wody nabrano,
Potem tuż przy okrętach, obiad zgotowano
A gdy strawą, napitkiem duch się w nas rozbudzi
Wziąwszy z sobą Kieryxa i jednego z ludzi,
Ruszyłem wprost do zamku... Tam widzę Eola
Jak siedzi przy biesiadzie, i jak go okola