Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/268

Ta strona została uwierzytelniona.

Grono dzieci i żona. — Więc w zamkowe progi
Sunę, i w progu siadam. Oni pełni trwogi
Pytają: Co tu robisz? Jakież cię demony
Trapią? Wszak przez nas hojnie byłeś opatrzony
Na podróż, byś do swojej mógł wrócić rodziny!

Tak prawią, a jam na to: »Nie z mojej to winy
Lecz z druchów; jam był usnął, oni mię zgubili!
W was nadzieja — ratujcie przyjaciele mili!«

Myślałem że ich ujmę przez pochlebne słowo —
Lecz milczeli; li Eol zgromił mię surowo:
»Precz ztąd, precz mi z tej wyspy, poczwaro obrzydła
Niegodzi się ugaszczać, ni brać pod me skrzydła
Takiego, co ścigany zemstą wielkich Bogów,
Tyś ich gniewem obciążon, wynoś się z mych progów!«

Rzekł — i wzdychającego precz wypędził z domu.
Cóż robić, płyniem dalej smutni, pełni sromu.
Wioślarzom dłoń opada — serce im omdlewa —
Widzą błąd swój — pomocy nikt się niespodziewa.

Sześć dni i tyleż nocy, tłuczem się po wodzie —
W siódmym, przy lestrygońskim stanęliśmy grodzie
Samos — gdzie krzykiem pastuch pastucha ostrzega
Że wraca lub że z trzodą na paszę wybiega.
Tutaj, ktoby spać niemógł, brałby dwie nagrody,
Raz, jako pastuch bydła, znów jak pastuch trzody;
Bowiem dzienne i nocne blisko leżą pasze...
Znalazły tam wyborną przystań nawy nasze;