Skał niebotycznych ściana przystań tę zamyka
I tylko wąskiem wniściem okręt się przemyka;
Gdyż dwie skały ogromne z dwóch stron w morze wbiegły.
Tam zawinęły nawy i przystań zaległy
Jedna tuż obok drugiej linami do lądu
Przywiązane; gdyż nigdy niebywa tam prądu
Wełn wielkich albo małych; wody gładko stoją.
Jam tylko do przystani niewszedł z nawą moją,
I zewnątrz ją upiąłem cumą do opoki.
Potem wdarłszy się na wierzch skały, zkąd szeroki
Widok był, lecz pustynia przedemną tak dzika
Że niema ani śladu bydła lub rolnika.
Widać tylko, jak z ziemi dym słupem się wije,
Więc wysłałem na zwiady, spytać kto tam żyje;
Jacy ludzie, jedzący chleb z ziarna bożego?
Dwóch wybrałem, Kieryksa dodałem trzeciego.
Ci poszli i trafili na drogę, po któréj
Wozy z drzewem spuszczano w miasto z wielkiej góry,
Pod miastem dziewcze oni napotkali młode
Córę Lestrygońskiego Antyfa, jak wodę,
Schodziła brać w Artakii szemrzącej krynicy;
Bowiem ztąd biorą wodę mieszkańcy stolicy.
Zbliżywszy się więc do niej witali pytaniem:
Kto tu król i pod czyjem ten lud panowaniem?
Ona im dwor ojcowski wskazała w oddali;
Tam wszedłszy w onym domu kobietę zastali
Ogromną jak grzbiet góry... strach padł na nich blady
Ta, gdy małżonka swego wywołała z rady —
Przyszedł Antif — ci wietrzą jaki los ich czeka
Gdyż porwał i odrazu zjadł jednego człeka.
Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/269
Ta strona została uwierzytelniona.