Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/271

Ta strona została uwierzytelniona.

Bośmy pracą zmęczeni, a niedolą zbici.
Lecz w trzecim, gdy różana jutrzenka zaświeci
Biorę oszczep, a mieczem przypasan do boku
Wychodzę na szczyt skały, i patrzę, czy oku
Niepokaże się człowiek, lub głosy pochwycę?
I kiedym tak z wiszaru patrzał w okolicę
Ujrzałem jak słup dymu z ziemi się podnosił
Po za lasem — tam Kirka mieszka, z tegom wnosił.
I zaraz rozważałem w głębi mego ducha:
Czy mam dotrzéć do miejsca, gdzie ten dym wybucha?
Więc gdy się z niepewnemi myślami szamocę
Stanęło — że wprzód zajrzę do nawy w zatoce,
By drużynę nakarmić, i w kraj wysłać szpiegów.
Z tą myślą gdym do morskich przybliżał się brzegów
Jakiś Bóg się zlitował mego utrapienia
I zesłał mi z ogromnem porożem jelenia
Co przybiegł, wyskoczywszy z leśnego czacharu
By w strudze z słonecznego ochłodzić się skwaru.
W lot go téż ugodziłem przez sam środek krzyży
Grot miedziany przepędzon brzuchem wyszedł niżej...
Rycząc wił się, dopóki nie skonał zabity...
Oparłszy się oń nogą, grot, którym przeszyty
Wywlokłem, i rzuciłem tuż obok zwierzyny.
Sam zaś nad strugą gibkiej naciąwszy wikliny
Ukręciłem powróseł sążnistych kilkoro
I wiążę srogiej bestyi do kupy nóg czworo
A zarzuciwszy na się, dźwigałem na grzbiecie
Wspierając krok oszczepem, gdyż ciężar to przecie
Nielada, aby jeden człowiek mu podołał.
Więc doniósłszy do nawy, towarzyszym zwołał