Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/272

Ta strona została uwierzytelniona.

I tak do nich mówiłem:

»Druchowie kochani!
Choć niedola nas głobi, to nikt do otchłani
Aisa pójść niepójdzie, wpierw, nim go dosięże
Dzień przeznaczeń... Więc ducha nie tracić nam męże
I póki na tym statku co pić i jeść mamy
Używajmy, a głodnej śmierci się nie damy.«

Rzekłem; a oni mojej usłuchali mowy:
Na brzegu morskim wszystkie odkryły się głowy,
Podziwiają jelenia tuszę, wzrost wysoki
A kiedy go na wszystkie obejrzą już boki,
Myją ręce, i strawę sporządzać biesiadną
Biorą się. Tak dzień cały, aż gdy mroki padną
Używamy na mięsie i na słodkiém winie.
A kiedy słońce zajdzie, ziemię noc obwinie
Spać się kładziem na brzegu bitym morską falą.
Nazajutrz skoro krasne zorze się rozpalą
Zwołuję ich na radę, i tak się ozowię:

»Słuchajcie, nieszczęść moich wspólnicy, druchowie!
Nikt z nas niewie gdzie wieczór, gdzie poranne zorze
Nikt niewie, kędy Helios chowa się pod morze,
I gdzie wschodzi. Dlatego myślmy o sposobie
Co począć? choć sposobu nie widzę na dobie.
Właśnie z szczytu wiszarów widziałem na oczy
Że to wyspa, w niezmiernej wód morskich roztoczy
Pływająca, nizina równa, pośród której
Widziałem jak za borem, dym wił się do góry.«