Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/273

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdym to rzekł — wszyscy smutni i jakby z nóg ścięci,
Gdyż Antyf lestrygoński stanął im w pamięci,
Niemniej Kiklop, na mięso łakomy człowiecze.
Nuże w płacz; łza rzęsista po twarzach im ciecze;
Lecz te łzy woli mojej złamać nie zdołały.
Wraz knemidną drużynę dzielę w dwa oddziały
I dowódzców wyznaczam; nad jednym oddziałem
Sam byłem, zaś nad drugim Eurylocha dałem.
I losujemy z sobą wstrząsając spiżowy
Szyszak, z którego wypadł los Eurylochowy.
Ten dwódziestu dwóch wziąwszy, ruszył w drogę dalej;
Poszli z płaczem, żałując nas cośmy zostali.

Zamek Kirki znaleźli w dolinie prześlicznej
Cały z ciosu, wyniesion nad kraj okoliczny
Lecz wilków, lwów spotkali ćmę pod zamku bokiem
Kirka je tak przyswoić umiała ziół sokiem.
To też one potwory na drużynę naszą
Nie rzuciły się, owszem kornie się im łaszą,
Jako psy, gdy gospodarz kąski im rozdaje
Po skończonej biesiadzie. Takież obyczaje
Mają tu lwy i wilki, chociaż ich paszczęka
Zawsze straszna, i każdy potworu się lęka.
Wszedłszy zatem w dziedziniec pani pięknowłosej
Doleciały ich z komnat jakieś dźwięczne głosy:
To śpiew Kirki — śpiewając na krosnach wyszywa
Dzieło cudne; cudowną praca bogiń bywa:
W tem Polites do swoich tak rzekł — chłop to dzielny
Przed innemi miał u mnie szacunek rzetelny: