Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/279

Ta strona została uwierzytelniona.

A gdy się ta w miedniku dobrze już zagrzeje
Nimfa w wannę mię sadza, strumień ciepły leje,
Łagodnie mi obmywa głowę i ramiona
Póki członkom nie wróci krzepkość ich wrodzona.
Po tej łaźni znów miękką oliwą wyciera
Chlenę na mnie zarzuci, w chiton mię ubiera
I prowadzi w komnatę, do srebrnego krzesła
Z podnóżkiem i w nie sadza. Teraz znowu wniesła
Służebna na miednicy nalewkę złocistą
Z której lała na ręce moje wodę czystą.
Gdym się umył, stoliczek gładki mi przystawi
A za nią i klucznica z chlebami się jawi
Stawia misy przekąsek jakie ma spiżarnia —
I jeść każe. Lecz wstręt mię do jadła ogarnia
I w głębokiej zadumie siedzę tak bezwładny.
Kirka zaraz postrzegła żem potrawy żadnej
Rękami ani ruszył, tylko w myślach tonę.
Więc zbliża się i słowa mówi uskrzydlone:
— Czemu to jak mruk siedzisz, u stołu, Odyssie?
Tu masz wino; przysmaków pełno w każdej misie;
A tyś nietknął — i czemu? Porzuć próżną trwogę,
Przysięgłam ci na Bogi, więc zdradzić nie mogę.
Tak mówiła — jam na to: Niech cię to nie dziwi
Kirko! że człek co w sercu sprawiedliwość żywi
Za nic strawy nie dotknie i ust nie napoi
Póki wolnymi braci nie obaczy swojej.
Chcesz-li przeto bym jadła skosztował i wina
Wypuść ich, niech tu stanie przedemną drużyna.
Rzekłem; a ona z rószczką czarnoksięską w dłoni
Wyszła — pootwierała chlewy i wygoni