Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.

Dziewięcioletnich wieprzy trzodę z tych karmników...
Druchów moich — ci Kirkę obstąpią śród kwików,
Ona zaś do każdego, tak jak stali kołem
Idzie, i czarodziejskim ledwo dotknie ziołem
Zaraz szkaradnej szczeci zbyły się ich ciała;
Skutek onych uroków jakie im zadała.
Znów ludźmi są jak pierwej, tylko odmłodnieli,
Urośli, i na twarzach dziwnie wypięknieli.
Odrazu byłem poznan, ściskali za ręce
I nuż w płacz, lecz z radości po tak ciężkiej męce.
Płacz w zamku się rozlega — Kirka płacze z nimi
Potem do mnie się zbliża, słowy mówiąc temi:

»O przemądry Odyssie! słuchaj rady mojej:
Idź nad morze, gdzie okręt twój w zatoce stoi,
Niech go zaraz na suche wciągną wysypisko,
Potem w dołach zakopią sprzęt, ładugę wszystką,
W końcu ty z pozostałą czeladzią wróć razem.«

Tak rzekła — jam posłuszny, poszedł za rozkazem
Spiesznie do naszej nawy, co stała w przystani,
I zastałem tam druchów; siedzieli zebrani
W kupkę i narzekali, że im życie zbrzydło.
Tak w zagrodzie cielęta — kiedy z paszy bydło
Powraca do obory na noc — rwą się z klatek,
Pędzą, i przypadają z bekiem do swych matek —
Podobnie moje druchy, skoro mię obaczą
Przypadają, i do mnie tuląc się, w głos płaczą.
Wzdy nie smutku, radości były to oznaki;
Iście, jakby przeniosło ich co do Itaki,