Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/285

Ta strona została uwierzytelniona.

A gdy dostojne mary przebłagasz zaklęciem
Zarzniesz im czarną owcę, wraz z czarnem koźlęciem,
Łbami ku Erebowi, oblicze zaś swoje
Odwrócisz w górę rzeki, i niebawem roje
Duszyczek nieboszczyków zaczną się tam znęcać.
Ty zaś swoją czeladkę masz słowy zachęcać:
Niech wlot obie owieczki miednym nożem ścięte
Obłupi, na stos rzuci, i potęgi święte
Aisa, Persefony wezwie bijąc czołem...
Ty zaś miecza dobywaj i groź ostrzem gołem
Marom zmarłych, by do krwi nielazły rozlanej
Wpierw, nim przyjdzie Tejreziasz przez cię wywołany;
Wnet też stanie przed tobą, o pasterzu ludów!
Ów prorok, i wywróży ile jeszcze trudów
Czeka cię; wskaże drogę, usunie przeszkody
Byś mógł wrócić do domu, przez te słone wody.«

Skończyła — a gdy z brzaskiem zorzy noc uciekła,
Zaraz mię w miękką chlenę i chiton oblekła,
Siebie zaś srebrnolitą przyodziawszy szatką
Powłóczystą i cienką, spięła kibić gładką
Złotym pasem misternej złotniczej roboty,
I pod zasłoną skryła bujnych włosów sploty.
A jam z izby do izby przebiegł gmach zamkowy
Śpiącą jeszcze drużynę temi budząc słowy:
— Wstawajcie wy słodkiemi snami kołysani!
Zbierać się — taki rozkaz naszej boskiej pani.

Tak rzekłem, do posłuchu kłoniąc moje chwaty;
Lecz i ztąd bez bolesnej nieodszedłem straty,