Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/290

Ta strona została uwierzytelniona.

Kirka wiatr nam nasłała; żagle już nadyma
Ten przewodnik żeglugi, jak lepszego niema.
Rączo też sprzęt zniesiony, w nawie porządkujem,
I zdani na wiatr dobry i ster, morze prujem
Pełnym żaglem; przez cały dzień szparko się płynie
Do zachodu, gdy szlaki wodne noc obwinie.

Tak dotarłszy do samych Okeanu krańcy
Widzim kraj — Kimerejscy siedzą w nim mieszkańcy,
Którzy w mgle i ciemnicy brodzą ustawicznej;
Nigdy bowiem niespojrzy na nich Helios śliczny,
Ani kiedy na niebo ugwieźdzone wkracza,
Ani kiedy ku ziemi ze szczytów się stacza;
Gdyż zawsze lud ten nędzny w grubej nocy brodzi.

Więc wywlokłszy łódź na brzeg, wybieramy z łodzi
Obie owce, i ruszym brzegiem Okeana
W te stronę, co od Kirki była nam wskazana.
Tam Euryloch i Prymed dzierzą owce obie
Ofiarne, a jam miecza dobył, i nim robię
Dół w ziemi, jeden łokieć szeroki i długi;
Dokóła libacyjne zmarłym leję strugi:
Najpierw sam miód i mléko, potem słodkie wino,
W końcu wodę zmięszaną z mąki odrobiną.
I ślubowałem marom zmarłych, że gdy stanę
W Itace, wraz jałówkę dam im nieskalanę
Na żertwę, i na stosie spalę coś cennego.
Tejrezyaszowi nadto zabiję czarnego
Barana, co rej wodzi w całej mej oborze.
A gdym tak cienie zmarłych przebłagał w pokorze