Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/305

Ta strona została uwierzytelniona.

Sławny synu Atreja, o Agamemnonie!
Któż cię wtrącił w te śmierci nieprzespane tonie?
Czy Pozejdon cię zabił śród morskiéj przeprawy
Nasyłając orkany i wichry na nawy?
Czyliś na lądzie zabit od wrażych warchołów
Gdyś im zajmował stada baranów i wołów,
Czy, gdy w żon swych i grodu stawali obronie?

Takem mówił — on na to odpowiedział: »O nie!
Nie, Laertio Odyssie, w fortele obfity!
Jam z ręki Pozejdona niezginął zabity,
On nienasłał orkanów, ni wiatrów gdym płynął,
Anim od wrażych ludzi na lądzie nie zginął —
Ino Egist, ten wspólnik mej występnej żony
Śmierć mi zadał. W gościnę przezeń zaproszony,
Byłem zabit na godach, jako wół u żłobu.
Moich zaś towarzyszów, również bez sposobu
Obrony, zarzynano jakby wieprzów trzody
Które w gościnnym domu zwykle rzną na gody
Czy weselne, czy inne, czy na wielkie święto.
Musiałeś nieraz widzieć jak to ludzi rznięto
W pojedynkach, lub w bitew zaciętych natłoku —
Ale wszystko to niczem przy onym widoku,
Kiedy to w koło stołów zastawnych i kruży
Wiliśmy się po ziemi w krwi czarnej kałuży...
Wtenczas srodze mię przeszył jęk córki Pryama
Kasandry; Klitemnestra dławiła ją sama
Na mnie już konającym; jam wzniósł ręce obie
I za miecz schwycił, ona wydarła i sobie