Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/307

Ta strona została uwierzytelniona.

I syn szczęśliwy ojcu rzuci się w objęcia!
Mnie nawet żona moja widokiem dziecięcia
Oczu napaść niedała — zgładziła mię wprzódy!
Ale powiedz mi szczerze, szczerze, bez obłudy
Czyś co o mego syna niezasłyszał losie,
Bądź w Orchomenie, bądź też w piaszczystym Pylosie,
Bądź w Sparcie na Atrydy Menelaja dworze?...
Gdyż mój Orest na ziemi żyw jeszcze w tej porze...«

Tak pytał — jam mu na to: Atrydo! daremnie
Chcesz mię zbadać, gdyż nic się nie dowiesz odemnie:
Bo niewiem; a na próżno gadać nieprzystało.

Gdy nas dwóch tak naprzemian z sobą rozmawiało,
Mięszając w nasze smutki łzę rzewną co chwila —
Pomknęła ku nam dusza Pelida Achilla,
Za nią dusza Patrokla z Antylocha duszą,
Wreszcie Ajas, co kształtem i olbrzymią tuszą
Wszystkie gasił Danaje, Achilla nieliczę. —
Owóż duch Eakidy odrazu oblicze
Poznał moje, i taką powitał mię mową:

»Laertiado Odyssie! o zuchwała głowo!
Na jakiż czyn się zrywasz, większy niźli wszystko;
Coś zrobił! Poco wszedłeś w to zmarłych siedlisko,
Gdzie z ludzi tylko cienie mdławe i bezwiedne?«

Tak mówił — jam mu słowo posłał odpowiedne: