Ogarnęła Achiwów, wciąż płaczą za tobą.
Wszystkiego Zews nawarzył; on to swoją złobą
Trapił wojska Danajskie, i ciebie tu wpędził.
Lecz zbliż się do mnie Królu, radbym pogawędził —
Zbliż się — jużbyś to z serca stary gniew wyrzucił!
Rzekłem — on milczał; poczem k’Erebu się zwrócił
I odszedł ginąc w tłumie martwych nieboszczyków.
Może byłbym od niego dobył co z tajników,
Lub wzajem on odemnie: lecz właśnie pragnąłem
Poznać dusze, co przyszły i stały nad dołem.
Syn Zewsa boski Minos wpadł w oko najpierwej
Siedzący z złotem berłem sądził on bez przerwy
Dusze zmarłych; te stojąc, siedząc, z obu boków
W bramie gmachu Aisa, słuchały wyroków.
Po nim znów olbrzymiego Oryona ujrzałem:
Na łące asfodelu pędził on nawałem
Zwierzynę, wszystką jaką w kniejach pozabijał
Gdy żył, i w ręku pałką spiżową wywijał.
Widziałem i Tytyja syna Geii świętej,
Zalegał dziewięć stajań leżąc rościągnięty:
Dwa sępy, jeden z prawej strony, drugi z lewej
Choć ich spędzał, z pod skóry darły z niego trzewy.
Kara za Letę, Zewsa boską nałożnicę
Którą on był znieważył, gdy ta okolicę
Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/311
Ta strona została uwierzytelniona.