Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/318

Ta strona została uwierzytelniona.

Spać się kładziem, i śpimy do jutrzenki świtu.

Rankiem, gdy zrumieniła Eos strop błękitu
Pchnąłem do zamku Kirki, część druchów, by zwłoki
Elpenora przynieśli tu nad brzeg zatoki.
Potem drzew naścinawszy, na wzgórzu nad morzem
Ze łzami i żalami na stosie go złożem —
A gdy trupa i oręż ogień strawił razem
Sypiem nad nim mogiłę, nakrywamy głazem,
A na wierzchu mogiły zatykamy wiosło.

Wszystko, cośmy zrobili prędko się doniosło
Do Kirki. O powrocie już uwiadomiona,
Sama wnet przyszła strojna, za nią panien grona
Niosły czerwone wino, kołacze, mięsiwa.
Bogini przystąpiwszy, do nas się odzywa:
»Wy żywi, a w umarłych chodziliście kraje,
Śmierć dwukrotna! na jednej inny poprzestaje —
Oj wy śmiałki! a nuże syćcie wasze głody,
Godujcie; — za to jutro gdy wstanie dzień młody
Dalej w drogę, ja sama powiem jak i kędy,
Byście znów przez szaleństwo niepopadli w błędy,
Ani w niebezpieczeństwo na wodzie lub ziemi.«

Rzekła i nam dodała serca słowy temi.
Jakoż przez ten dzień wszystek nim słońce zapadło
Wyprawiliśmy stypę: piło się i jadło;
Lecz kiedy już wieczorna nadeszła godzina
A spać legła przy cumach korabnych drużyna