Wycięte udźce, tłuszczem dwukrotnie spowite,
Nieociekłemi ze krwi mięsami nakryte,
Wraz z trzewiami w ofiarnym skwarzyli płomieniu.
Lecz że wina zabrakło, wody k’pokropieniu
Użyto. Więc na stosie gdy udźce zgorzały
Resztę mięsiw na mniejsze krajano kawały
I wkładano na rożny.
W tem z drzymoty mojej
Zbudziwszy się poszedłem ku morskiej ostoi,
A zbliżając się k’nawie dwakroć owioślonej
Zalatywał mię dymek ofiary spalonej...
Struchlałem! i tę skargę zaniosłem do nieba:
»Ojcze Zewsie, wy Bogi!... zguby mej wam trzeba
Że mnie snem zmorzyliście, aby ci niegodni
Niewidząc mię, bezecnej dokonali zbrodni.«
W tem Lampecia w powiewnym wionęła rańtuchu
Do Heliosa wiadomość zanosząc co duchu
O bykach porzezanych. Wstrząsł się Promienisty!
I wołał wrząc od gniewu:
»Zewsie wiekuisty!
I wy wszyscy Bogowie! Mścijcie się okrutnie
Na drużynie Odyssa. Zuchwałe te trutnie
Wycięli moje stada, na które patrzałem
Z lubością, gdy na gwiezdne błękity wjeżdżałem,
Lub gdym z niebios się staczał ku ziemskiej krawędzi...
Jeśli kara za rozbój łotrów tych oszczędzi
Zejdę w mroki Hadesu świecić nieboszczykom.«