Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/333

Ta strona została uwierzytelniona.

Onto liny masztowe zdarł jednym napadem
I maszt się zwalił; w środek zesypał się gradem
Wszystek sprzęt; maszt o tyły okrętu zawadził
Łeb strzaskał sternikowi, z pomostu go zsadził,
Że jak nurek w głąb pornął — a zgniecione ciało
Duch opuścił... W tem nagle nad nami zagrzmiało:
Piorun Zewsa padł w okręt z łoskotem; wstrząśnięcie
Od góry aż do spodu czuć było w okręcie;
Toż siarki zapach. Wszystka z pomostu drużyna
Zmieciona, wpadła w morze; szamocąc się wspina,
I znowu się zanurza, niby morskie wrony...
Bóg im niedał powrócić — żywot ich skończony!
Jam biegał po okręcie, póki bałwan wielki,
Nieoddarł żebr do spodniej przyprawionych belki
Która sama bujała; aż drzewo masztowe
Spadło na nią. Przy maszcie linę surowcową
Postrzegłszy, maszt ten z wręgą do kupy związałem,
Wsiadłem okrak i wzdętym falom się oddałem.

Niedługo wiatr zachodni stracił pęd gwałtowny;
Lecz wtomiast Not się zerwał; mnie strach niewymowny
Ogarnął, bym w Charybdy niewpadł wir bezdenny.
Tak płynąłem noc całą — aż póki brzask dzienny
Nieodkrył tu Charybdy, a owdzie skał Skilli...
Charybda słone morze łykała w tej chwili —
Co widząc figowego jąłem się konaru,
Uczepion jak nietoperz, niemogłem z wiszaru
Nóg oprzeć, ani ciału ulżyć oczywiście,
Bo korzenie daleko, a gałęzi kiście