Kipiące spiątrzonemi bałwanami w okół
I pędził takim lotem że nawet i sokół
Niebyłby go dogonił, choć najchyższy z ptaków...
Niósł tedy po mórz toni ów okręt Feaków
Męża, mądrości bożej, do ojczyzny drogiej.
Którego uporczywie nękał los złowrogi
W tylu bojach i w długiej tułaczce po wodach —
Spał teraz, i zapomniał o swoich przygodach.
Z zejściem gwiazdy świecącej najjaśniej w błękicie
Co zwykle rannej Eos zwiastuje przybycie
Dobijali do wyspy nad samem świtaniem.
Pod Forkisa, morskiego starucha, wezwaniem,
Jest tam przystań w Itace: dwie groźne opoki
Sterczą u wniścia, niby wrota tej zatoki
Odpierające fale, które burza pędzi
W przystań; więc też u cichej wybrzeża krawędzi
Niecumowanych łodzi stoi rząd spokojny.
Wyżej, gdzie brzeg, tam rośnie oliwnik w liść strojny;
Jest i ciemna pieczara oliwnika blisko,
Boginiek Najadami zwanych w niej siedlisko.
Wewnątrz dzbany i garnki dwóuszne tam toją,
Pszczoły w nich robią miody, jak w ulach się roją...
Są i narzędzia tkackie, kamienne warsztaty,
Bogińki purpurowe na nich dzieją szaty.
Środkiem bije zdrój żywy; po bokach dwa wchody:
Jeden północny ludziom służy do wygody,
Od południa — ten święty; stopa śmiertelnika
Przestąpić go niemoże — Bogom się odmyka.