Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/365

Ta strona została uwierzytelniona.

I po pańsku się chował szczep ten prawowity
W domu jego; a jam zaś rodził się z kobiety
Kupnej; lecz Hylakowy Kastor, co mię spłodził
Równie z prawemi syny, ze mną się obchodził.
Lud wielbił go jak Boga, kochał bez wyjątku
Gwoli władzy, i synów dziarskich i majątku.
Ale prędko go zmiotła w Hadesu krainy
Śmierć okrutna. Więc buntne zaraz potem syny
Los rzucili o podział spuścizny ojcowskiej.
Mnie się mało dostało: dom z kawałkiem wioski;
Mimo to wziąłem żonę z bogatego rodu
Podbitą cnotą moją, bom karny był z młodu,
A do boju zuch wielki... lecz przeszło to wszystko!
Dziś jestem jakbyś patrzał na gołe ściernisko...
Tak nędza mię zgnębiła, i wciąż jeszcze gnębi.
Wprawdzie Ares z Ateną męztwo w ducha głębi
I moc dzielną mi dali; nieraz gdym dobrany
Huf zasadził, by napad zrobić niespodziany,
To nigdy niepostała w duszy myśl o śmierci
Ino pierwszym wypadał, i rąbał na ćwierci
Każdego, kto przedemną uciec był niezdolnym.
Bitwym lubił, lecz za to gospodarswem rolnem,
I domem się brzydziłem i dzieci wychowem,
A tylko na pokładzie żyłem okrętowym,
W bitw zgiełku, świstu grotów, i kopii warczących,
I innych okropności zgrozą przejmujących.
Lecz darmo! tom ukochał, co Bóg wlał do duszy;
Ten to lubi, a inny czem innem się puszy.
Dobrze wprzód nim Achiwy wyciągli pod Troję
Dziewięć razy wodziłem zbrojne nawy moje