Był to właśnie syn jego zwan Teoklimnesem
Który do Telemacha przystąpił obcesem
Gdy ten stojąc u burty lał z wina obiatę;
Zagabł go, i te słowa posłał mu skrzydlate:
»Mój druchu, ty jak widzę, ofiarą zajęty
Więc zaklinam cię na nią, i na cel jej święty,
Na twoją głowę własną, i czeladzi twojej,
Że mi odpowiesz prawdę szczerą, jak przystoi:
Ktoś jest? z jakiego kraju? rodzina twa jaka?«
Więc otrzymał odpowiedź wraz od Telemaka:
»Cudzoziemcze! usłyszysz mowę niekłamaną.
Itaka mą ojczyzną; Odyss — ojca miano;
Oby żył! lecz on dawno smutną śmiercią zginął!
Przetom go na okręcie tym szukać popłynął;
By się zwiedzieć o losie drogiego rodzica.«
Na to mu Teoklimen rzekł pięknego lica:
»I jam tułacz bez ziemi, bom w rodzinnej stronie
Zabił kogoś, co w Argos hodującym konie
Miał krewnych i przyjaciół, używał czci wielkiej —
Więc uchodząc odwetu ich ręki mścicielki
Tu zabiegłem; na żywot już skazan tułaczy.
Błagam cię, weź mię z sobą, a błagam w rozpaczy;
Zabiją mię... co tylko niewidać pogoni.«
Na to roztropny młodzian: »O niechże Bóg broni
Abym cię z łodzi wypchnął; gdy chcesz z nami płynąć
Wsiadaj! Dzieląc się z tobą niedamy ci zginąć.«