Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/390

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak witając przybysza, wziął mu z rąk spiżowy
Oszczep, i ten na pomost złożył okrętowy;
Sam potem wszedł do środka nawy owioślonej
Siadł u burty, a przy nim usiadł zaproszony
Teoklimen. Już jedni łódź odcumowali,
Drudzy ład robiąc wewnątrz nawy się krzątali —
Telemach ich naganiał: więc robią, co każe;
Sosnowy maszt zatknąwszy w drążonym ligarze
Wyprostowali, w mocne ujęli go sznury
I na rzemieniach żagle podciągli do góry.
Zaraz im wiatr pomyślny zesłała Pallada —
Z szumem lecąc z obłoków wiatr na okręt wpada
Po słonej go powierzchni pędzi jak w zawody,
Że wnet Kruny ominął i Chalkisu wody.

Słońce zgasło — dokoła szlaki poczerniały —
Telemacha do Fejów wiatry już zagnały,
Ztamtąd mijając Elis, gdzie władną Epeje,
Mknął ku kolczastym wyspom — a w duchu truchleje
Myśląc: czy śmierci ujdzie, czy głową nałoży?

Podczas siedział Odyssejs, a z nim pastuch boży
W zagrodzie, wśród czeladzi wieczerzą się krzepił...
Gdy zjedzono, wypito — witeź znów zaczepił
Słówkiem, by Eumeja doświadczyć w potrzebie,
Ażali go jak gościa dłużej tu u siebie
Zatrzyma, czy do miasta odprawi dla zbytu?
— »Czy wiesz co Eumeju! rzekł — jutro do świtu
Zbieram się iść do miasta po żebranym chlebie;
Niechcę dłużej ciężarem być dla was i ciebie —