Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/397

Ta strona została uwierzytelniona.

Nas zabrawszy, wiatr dobry wyniósł ich na morze
Zesłany od Kroniona. Tak sześć dni i nocy
Płyniem; lecz gdy dzień siódmy nastał z bożej mocy,
Artemis, białogłowę onę, strzałą zdradną
Przeszyła, aż z łoskotem padła w okręt na dno,
Jak rybitwa. Z pomostu zrzucono jej ciało
Żer rybom i morsukom. Mnie nic niezostało
Krom smutku; a tymczasem niewstrzymany w biegu
Gnan wiatrem okręt dobił itackiego brzegu,
Gdzie mię Laertes kupił z własnej swej skarbony.
W taki sposób ujrzałem pierwszy raz te strony.«

Na to wyszła odpowiedź z ust Odysseusza:
»Jakżeż mię Eumeju do żywego wzrusza
Powieść twoja; tyś w życiu nacierpiał się tyle!
Przecież Zews obok przykrych dał ci dobre chwile,
Jeśliś po tych przygodach znalazł przytulisko
W domu zacnego człeka, który dał ci wszystko,
Który ci hojnie strawę i napitek dawał,
Że mogłeś żyć wygodnie. A ja, świata kawał
Obleciawszy, ot nędzarz staję tu przed tobą.«
Podobne rzohowory wiedli jeszcze z sobą —
A potem się przespali krótko, bo różowa
Jutrzenka wnet zabłysła.

Zaś Telemachowa
Czeladź żagle zwinąwszy na owym noclegu,
Maszt spuściwszy, wiosłami dopchała do brzegu
Statek; kotwię zarzuci, linami przytroczy
I na brzeg falą bity ochoczo wyskoczy,