Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/412

Ta strona została uwierzytelniona.

Opiekunki; gdyż ona jak chce mię przemienia.
Tylko co byłem żebrak odarty z odzienia;
Teraz masz mię mołojcem, w stroju ślicznie lśniącym.
Łatwo bóstwom w szerokiem niebie mieszkającym
Bąć w proch zetrzyć człowieka, bąć stawić na szczycie.«

Powiedziawszy to, usiadł. Młodzianek w zachwycie
Do serca cisnął ojca, łez wylewał strugi.
Rozbolał się, rozrzewnił tak jeden jak drugi;
Oba głośno szlochali, kwiląc jakby ptaki
Jastrzębie albo sępy, kiedy im chłopaki
Z gniazd wydrą nieudolne do lotu pisklęta:
Tak kwilili zawodząc oba niebożęta
Ze i słońce by zaszło, oni nie przestali,
Gdyby syn niezapytał:

»Wyście się dostali
Na jakim tu okręcie, i jakie flisaki
Przywieźli cię mój ojcze, do naszej Itaki.?
Przecież to niepodobna byś przyszedł piechotą!

Więc mu odrzekł Odyssejs:

»Gdy mię pytasz o to
Bez ogródki, najczystszą prawdę ci wyjawię:
Feaki mię na swojej odwieźli tu nawie;
Zwykle kto ich się prosi, odwożą każdego,
Więc i mnie tak odwieźli przez morze śpiącego,
Aż na brzegi itackie; podarek bogaty
W miedzi, złocie mi dali, i prześliczne szaty.