Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/414

Ta strona została uwierzytelniona.

»Zważ na każde me słowo, niech darmo niepada:
Czyż mało gdy nas wesprze Kronion i Pallada?
Czy chcesz może lepszego szukać sprzymierzeńca?«

Na to wyszła odpowiedź taka z ust młodzieńca:
»Wielkie masz pomocniki, ojcze mój nieprzeczę,
Siedzące tam w obłokach; bo losy człowiecze
I bożyszcz, spoczywają w ich wszechmocnej dłoni.«

Odyssejs znów mu na to: »Bądź pewien, że oni
Niezostawią nas samych w tej potrzebie krwawej
Podczas kiedy na zamku przyjdzie do rozprawy,
I bój będzie rozstrzygał między mną a tymi...
Ty zaś pójdziesz z jutrzenki brzaskami pierwszymi
Do miasta, i zabawisz gachy pogawędką;
Ja z pastuchem po tobie nadejdę tam prędko
W postaci znędzniałego żebraka i dziada.
A jeśli mię lżyć pocznie w zamku ta gromada
To znoś obrazę moją, choćby ci zuchwali
Za nogi mię z własnego domu wywlekali,
Lub ciskali czem na mnie, znoś-że to statecznie.
Jednak wprzód możesz słówkiem napomnieć ich grzecznie
Aby się hamowali; lecz wzgardzą przestrogą —
Wiem o tem... bo dnia śmierci swojej ujść niemogą.
Jeszcze jedno: a niech to zostanie przy tobie;
Gdy rajczyni Atene podda mi na dobie
Myśl swą tajną, natychmiast skinę głowę na cię...
Co widząc, wraz oręże jakie w izbie macie
Powynosisz i zamkniesz tam w górnym skarbczyku;
Gachy gdy się postrzegą wraz narobią krzyku: