Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/419

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak mówił, lecz nikt głosu niezabrał w tej mierze;
Li Amfinom, krótkiemi odezwał się słowy,
Syn Nizasa, potomek ze krwi Aretowej,
Który tu z pszenicznego przybył Dulichiona,
Czoło gachów — mowami jego zachwycona
Nawet i Penelopa; mąż niepospolity!
Wstał on i tak przemówił:

»Potępiam ten skryty
Zamach na Telemacha, towarzysze moi!
Kto zgładza szczep królewski, Boga się nie boi.
Raczej nam wolę Bogów wpierw poznać wypada;
Jeźli na to zezwoli nieśmiertelna rada,
Wtedy sam go zabiję, każdy zabić może —
Lecz niewolno uprzedzać nam wyroki boże.«

Zgromadzeni te słowa przyjęli ze smakiem,
I w zamek Odyssejsa ruszyli orszakiem;
A przyszedłszy rząd krzeseł zajęli junaki.

Wtem w głowie Penelopy powstał zamiar taki,
Żeby samej wystąpić przed zuchwałych gachów:
Doniósł bowiem jej Medon, świadomy zamachów
Jakie niebezpieczeństwo grozi głowie syna.
Zeszła do nich, a za nią panienek drużyna —
Gdy stanęła przed nimi postać jej wspaniała,
W progu szczytnie sklepionej izby się wstrzymała
I na lice namiotkę zapuściwszy z głowy
Łajała Antinoja donośnemi słowy: