Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/433

Ta strona została uwierzytelniona.

»Pojmuję i rozumiem jako za rozkazem
Aż do samego miasta masz ze mną iść razem.
Więc chodźmy, tylko w rękę daj jakie kiisko
Do podparcia; bo pewnie na ścieżkach tam ślizko!«
Rzekł, i na grzbiet zarzucił łatami świecące
Biesagi, co wisiały na lichej plecionce,
A Eumej mu w rękę włożył kostur spory;
I tak wyszli obadwa — a na straż obory
Zostały psy i czeladź. Prowadził więc króla,
A ten, jak dziad żebrzący we dwoje się skula,
I wlecze się o kiju okryty w łachmany.
Owoż krocząc po ścieżce kamieńmi zasianej
Weszli w miasto; stanęli u cembrzyn krynicy
Misternych, gdzie brał wodę mieszkaniec stolicy.
Itak, Nerit, Poliktor wznieśli ową studnię,
Którą wilgoć lubiące topole przecudnie
Ocieniały do koła; a chłodny ze skały
Zdrój tryskał; nieco wyżej ołtarzyk był mały
Poświęcony Bogińkom; przechodzień tam stawał
I cześć obiatowaniem Bogińkom oddawał.

Syn Doliosa Melantios, właśnie szedł od wody
Pędząc z dwoma pastuchy, same czoło trzody
Najpiękniejsze koziołki dla gachów na kuchnię.
Ten ledwo ich obaczył grubiaństwem wybuchnie
Obelżywem, aż serce zawrzało w Odyssie:
»Nicpoń wiedzie nicponia! to podoba mi się!
Zawsze znajdzie swój swego i z nim się pobrata.
Gdzieżto z tym pasibrzuchem wleczesz się u kata,