Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/437

Ta strona została uwierzytelniona.

Na nim to leżał Argos, jedzon przez robactwo,
Lecz skoro bliskość pana zwietrzyło biedactwo
Pokiwało ogonem tuląc uszy obie,
Chciałoby się doczołgać, sił niemiało w sobie...
Uważał to Odyssejs i łzę uczuł w oku —
Otarł ją, by niewidział pastuch co stał z boku.
»Dziwna rzecz Eumeju! — Odyss doń powiada:
Jak ten pies na barłogu pięknym jest nielada!
Z tym kształtem czy i rączość łączył, szedł na łowy?
Czy też to ot zwyczajny sobie pies stołowy,
Jakich dużo na dworach trzymają panowie?«

Na to pastuch Eumej te słowa odpowie:
»Ten pies, to własność męża dawno już zgasłego!
Trzeba ci było widzieć kształt i rączość jego,
Wtenczas, kiedy na Ilion Odyss szedł z wyprawą,
Zdziwiłbyś się psa tego siłą i postawą.
Przed nim niemógł zwierz żaden umknąć, tak był rączy;
Wpadłszy na trop wciąż trzymał niezrównany gończy;
Teraz zbiedniał; pan jego przepadł gdzieś daleko;
Więc mu źle pod niedbałych służebnic opieką,
Bo to tak z tą czeladzią: niech pan nienapędza,
Zaniedba obowiązku, rąk sobie oszczędza.
Zews wszechmocny obdziera człowieka z połowy
Cnej poczciwości, odkąd ten bierze okowy.«

To powiedziawszy, odszedł w głąb pysznych podwoi
Do izby, kędy świetny tłum gachów się roi;
Tymczasem Argos w śmierci pogrążył się mroku,
Gdy ujrzał swego pana po dwódziestym roku.