Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/441

Ta strona została uwierzytelniona.

Przecież on tyle kęsków nazbierał w tym tłoku,
Że się uwolnim odeń choćby na ćwierć roku.«

To rzekłszy, z po pod stołu wyciągnął podnóżek,
Na którym nogi wspierał; trząsł nim wśród pogróżek.
Lecz inni za to hojnie tkali w wór dziadowski
To mięsiwa, to chleby — i już Odyss boski
Chciał wrócić i na progu zasiąść z jadłem swojem —
Gdy się ozwał, stanąwszy tuż przed Antinojem:
»Daruj mi co mój miły! Sądząc cię z postawy
Tyś nie prostak, wyglądasz mi jak książę prawy,
Toż się pokaż szczodrzejszym dla mnie, niż ci drudzy;
A ja pójdę cię sławić wszędy, gdzie lud cudzy.
Ongi i jam był szczęśliw: miałem dom i grzędę
I dostatki — i nieraz takiego przybłędę
Opatrzyłem, bąć głodny był, lub bez okrycia.
Rój sług w domu, i wszystko co szczęściem jak życia
Miałem — a sławą bogactw kwitła moja dola.
Lecz Zews Kronion mię zniszczył; dziej się jego wola!
Skusiło mię z łotrzyki związać się morskimi
I na Egipt, na pewną zgubę, ruszyć z nimi.
Tam stanąwszy, gdy kotwie rzucono na rzece
Wraz najczujniejszą baczność mym ludziom polecę,
Zabraniam ani na krok nieodbiegać statku;
Szpiegów na bliższe wzgórza wysłałem w ostatku;
Ale ci, nieposłuszni, w ślepej zuchwałości
Napadli na egipskich kilka pięknych włości,
Żony w jeństwo pobrali z dziatwą niedorosłą
A mężów w pień wysiekli. Gdy się to doniosło
Do miasta — rankiem tłumy i konno i pieszo