Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/460

Ta strona została uwierzytelniona.

Na to rostropny młodzian:« Matko! o i bardzo
Twoje to oburzenie czuję i rozumiem,
A chociaż od dobrego złe rozróżnić umiem,
Mogęż w każdem zdarzeniu iść drogą rozsądku,
Gdy mię tak oszołomił wróg pełen zawziątku,
Owe gachy spiknięte — a mnie nikt nie broni.
Nawet o bój Irosa gniewają się oni
Że go przybysz mocniejszy powalił pod siebie.
Sprawże Ojcze Kronionie, Ateno i Febie.
Abyśmy gachy mogli podławić tak samo
Iżby łby pozwieszali, jak ot ten pod bramą
Iros zbity, że członkiem nierusza już żadnym,
Kiwa się jak pijany uczynion bezwładnym,
I na nogi nie wstanie by dolazł do domu —
Tak wszystek na nic starty od tego pogromu.«

O tem z sobą mówili — i po téj rozmowie
Tak się do Penelopy Eurymach ozwie:
»O mądra Penelopo! gdyby cię widziano —
To z jazyjskiego Argos wszyscy jutro rano
Zbiegliby się achajscy tutaj zalotnicy
Na gody; bo gdzie równéj tobie krasawicy
Coby ci kształtem, wzrostem, rozumem sprostała?«
Mądra mu Penelopa tak odpowiedziała:
«Eurymachu! mnie Bóstwa wdzięków mych i krasy
Pozbawiły oddawna; jeszcze w owe czasy,
Gdy z Algami małżonek mój poszedł pod Troję;
Niechby wrócił, mnie nędzną wziął pod skrzydła swoje,
Dopierożbym jaśniała sławą mej piękności;
Teraz jęczę, na ciągłe wydana przykrości