Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/463

Ta strona została uwierzytelniona.

Albo kręcić wrzeciono, lub téż czesać wełnę.
Ja zaś o tych kagańcach staranie zupełne
Chcę tu mieć, choć do rannéj zostaliby zorzy;
Do trudów jam nawykły, mnie to nie umorzy.«
Dziewki w śmiech, i po sobie zerknęły z ukosa;
Aż Melanto, rumiana córeczka Doliosa
Pod okiem Penelopy od dziecięcych latek
Wyrosłszy, jak jéj własny pieszczona gagatek,
A jednak obojętna na płacz opiekunki,
Tajemne z Eurymachem miewała stosunki —
Ona więc na Odyssa napadła i łaje:
»Przybłędo! tobie we łbie klepki niedostaje,
Że na noc do gospody, albo ciepłéj kuźni
Nie idziesz; a tu wlazłeś, gdzie panowie różni
A dostojni się bawią; a tak hardo przytym
Gadasz tu; znać po tobie że musisz być spitym,
Lub frant jesteś — widocznie przez ciebie coś gada —
Czy pycha z pokonania Ira, tego dziada?
Waruj się, by ktoś tęższy nie wyzwał na rękę,
Nuż trafisz na pięść twardą, zgruchocze ci szczękę
I za progi wyrzuci oblanego juchą?« —
Gniewnie spojrzał w nią Odys, i wraz odparł sucho:
»Ej nie bresz! bo Telemach — niech powiem mu słówko —
Patrz, tam stoi! — a w puch cię zrąbie pokojówko.« —
To rzekł, i tak przestraszył białogłowy one,
Że z izby precz uciekły jakby oparzone,
W przekonaniu że Odys nie żartował z nimi.
On zaś przed kagańcami stał zapalonymi
I ogień utrzymywał; lecz inne w nim wrzały
Myśli, które niebawem czynem stać się miały.