Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/501

Ta strona została uwierzytelniona.

»Witam cię ojcze gościu! da Bóg lepszej doli
Doczekacie; dziś nędza trapi was i boli.
O Zewsie! okrutniejszy niż inni niebianie,
Ludziś spłodził, a jesteś tak zawzięty na nie,
Że nędza i cierpienie bywa ich udziałem.
Toż zimny pot mię oblał kiedy cię ujrzałem,
I łza spadła — bo Odys stanął mi w pamięci —
Jak ty i on tam może śród obcych się kręci,
Łachmanami okryty, jeźli jeszcze żywy
I w słońce patrzy; lecz jeśli zmarł ten nieszczęśliwy
I jest w Hadesie — żal mi, żal za panem takim!
Ongi stado on bydła, kiedym był chłopakiem —
Na smugach kefalońskich powierzył mej straży;
A jam je tak rozmnożył, że się już niezdarzy
Nikomu piękniejszego wyhodować bydła.
Ale mi ta hodowla nareszcie obrzydła
Gdym zmuszon tuczyć mięsem żarłoczny brzuch gaszy
Co niedba o pańskiego syna, ni się straszy
Zemsty Bogów — bo gachy i na to już kroją
By się włością królewską podzielić jak swoją.
O nieraz ja z myślami biłem się i biję,
Co począć? Bo czyż mogłem, dopóki syn żyje
Zabrać stado, i uciec na ziemię sąsiada,
Aby błagać pomocy? Zostać — gorsza biada,
Gdy bydło dawać muszę dziś na stoły wraże!
Dawno byłbym się przeniósł pod inne mocarze
Z tej tu ziemi, gdzie dłużej wytrzymać niemogę!
Alem zawsze nadzieję w sercu żywił błogę
Że mój król nieszczęśliwy po latach powróci,
I z zamku zalotniki napastne wyrzuci. —«