Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/507

Ta strona została uwierzytelniona.

Aż Eurymach się ozwał do gachów i prawił:
»Snać oszalał ten przybysz, co świeżo się zjawił —
Hej mołojcy! za próg z nim, wywiedźcie na pole;
Jemu tu wszystko ciemno, noc go w oczy kole.«

Boski mu Teoklimen rzekł po raz ostatni:
»Na nic mi przewodnicy twoi nieprzydatni,
Mam jak widzisz wzrok, uszy, a i nogi zdrowe,
A szałem obłąkania niezmąconą głowę,
Więc wyjdę z ich pomocą — bo i tak już wietrzę
Zbliżającą się biadę, która w proch was zetrze
Wszystkich, co do jednego w odyssowym dworze
Za urągania biednym, sprosne cudzołoże.«
Rzekłszy to, wraz opuścił pyszne zamku ściany
Wracając w dom Pejreja, gdzie był pożądany.

I gachowie z zdziwieniem po sobie spojrzeli...
I drwili z Telemacha, a z gości się śmieli —
Aż jeden butny młokos odezwał się w tłumie:
»Nikt pewno gorszych drabów w dom wpuszczać nieumie
Jak Telemach. Wszak wpuścił nam głodnego dziada
Co wino tęgo łyka i dobrze zajada;
Lecz to szczery niezdara, na pracę się wzdryga,
Ciężar to niepotrzebny ziemi, co go dźwiga.
Toż i drugi co wieszcza udając chciał wróżyć.
Słuchaj mię, mojej rady mógłbyś dobrze użyć
Gdybyś obu przybyszów wsadził w łódź wiośloną
I posłał do Sikielów; tam by ich kupiono.«
Te ich gwary Telemach puszczał mimo uszy;
Jedno w Odyssa patrząc, czekał, czy się ruszy