Ręka moja i strzałą topory przestrzeli?
Wtedy nic mię z kochaną matką nierozdzieli —
Nie poszłaby już zamąż, mnie niosierociła.
Pragnę walczyć jak ojciec; w tych rękach jest siła.«
Tak mówił — i skoczywszy z krzesła, płaszcz czerwienny
Z barków zrzucił, odpasał swój miecz naramienny;
Poczem zrobiwszy bruzdę, topor przy toporze
Wsadzał w ziem rzędem długim, równo jak być może,
I obdeptał dokoła — co wszystkich zdziwiło,
Że choć nieznał roboty, a zrobił aż miło.
Więc na próg izby wstąpił trzymając łuk krzywy,
Po trzykroć się przysądził do wartkiej cięciwy,
I trzykroć sił mu brakło; lecz nietracił ducha
Że łuk napnie i pocisk przepędzi przez ucha.
I już brał się napinać silniejszy tym razem —
Lecz Odys mrugnął — niemym wstrzymał go rozkazem,
I Telemach się ozwał znowu w tłumie gwarnym:
»Przebóg! mamże bezsilnym zostać i niezdarnym;
Czy zbyt młody, na pięści niespuszczać się twarde,
I nieodbić, gdy w twarz mi rzuci kto pogardę!
Dalej zatem! silniejsi niż ja niech tu staną,
Łuk napną i tę walkę zakończą — wygraną!«
To powiedziawszy kabłąk odstawił na stronę,
Oparłszy o podwoje pięknie wygładzone;
A lotną strzałę oparł na lśniącym pierścieniu;
Co sprawiwszy, wraz odszedł usiąść w swem siedzeniu.