Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/538

Ta strona została uwierzytelniona.

Ten łotr, co posądzamy wszyscy go o zdradę
Znowu idzie do skarbca! panie dajże radę:
Mam-li go, jeśli złapię, na miejscu tam sprawić,
Czy też po wymiar kary do ciebie dostawić,
Aby za swe łotrostwa nałożył tu głową? —«

Na to mądry Odyssejs takie rzucił słowo:
»Już ja tu z Telemachem te gachów czeredy
Choćby na nas jak biły, wstrzymamy od biedy.
Wy zaś dwaj, ręce do nóg zwiążcie mu na grzbiecie,
A wtrąciwszy do skarbca, drzwi za się zamkniecie,
Dopiero zadzierżgnąwszy o te pęta sznury,
Ciągcie łotra po słupie na belkę do góry,
Aby żył jeszcze długo, męczył się najsrożej.«

Rzekł im, a oba słudzy rozkaz pełnić skorzy,
Poszli na górę; już on w skarbcu był przed nimi,
I w kącie grzebał między rynsztuki starymi.
Oni zaś, za odźwierki oba przyczajeni
Czatowali nań. — Gdy więc koziarz wszedł do sieni
W jednym ręku szlem pyszny trzymał, a tarcz w drugiej,
Która, choć ją Laertes, jeszcze do posługi
Za lat młodych zażywał, dziś z gratami leży,
Rdza ją zjada, a rzemień szwem sprutym się jeży.
Więc nań oba skoczyli, porwali za włosy,
Wlokąc po ziemi, chociaż krzyczał w niebogłosy;
A zawlokłszy, na ręce, nogi kładli pęty,
Wtył je łamiąc, bo rozkaz Odyssa im święty;
Robią co im przykazał; silny powróz potem
Uczepili do pętów i po słupie lotem