Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/570

Ta strona została uwierzytelniona.

Z takim piskiem te dusze pomknęły tuż w ślady
Za wybawczym Hermejem w podziemne posady,
Mknąc mimo Okeanu, Leukaty skał stromych,
Bram słonecznych, i mimo siedzib snów znikomych,
Aż się na Asfodelu dostały lewadę
Gdzie mary nieboszczyków zamieszkują blade.
Tam na łące się zeszły z Achillowym duchem
Z Patrokla, Amfilocha, i tym sławnym zuchem
Ajasem, który wzrostem postawą rej wodzi
Pośród nich, li Achilia tylko niedochodzi,
Którego otaczały zawsze tych dusz grona.
Właśnie zbliżył się do nich cień Agamemnona;
Smutny był, koło niego kręciły się cienie
Tych, co w domu Egista śmierci przeznaczenie
Zmiotło, i razem z królem dali swoje głowy.
Do nadchodzących duch się ozwał Achillowy:
»Atrydo! jam był pewien, że Zews władzca gromu
Ze wszystkich mężów tobie więcej niźli komu
Sprzyjać winien, narodów rozlicznych hetmanie
Tam pod Troją, gdzie Achiw cierpiał niesłychanie.
Więc i w ciebie nareszcie zgubny los ugodził,
Któremu ujść, nieuszedł nikt, kto się urodził.
Czemuż cię w pełni chwały, na potęgi szczycie
Tam na polu trojańskiem niodbiegło życie?
Mogiłę-by nad tobą usuli Achiwy,
I syn twój sławą ojca świetniałby szczęśliwy;
Gdy ninie niepoczesna śmierć na ciebie padła.«

Na to Agamemnona dusza mu odgadła:
»Szczęsny synu Peleja! o boski Achillu!