Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/574

Ta strona została uwierzytelniona.

»Dzielny synu Atreja, cny Agamemnonie!
Mówisz iście jak było; przeto ci odsłonię
Mój królu, całą prawdę; powiem jak się stało
Że nas razem aż tylu głowy nasze dało.
Pod niebytność Odyssa my do jego żony
Mieli się; lecz do żadnej nieskłania się strony: —
Nieodmawia, niebroni, jedno zwleka śluby;
A tymczasem w skrytości pragnie naszej zguby.
Chytra, taką wymyśla dla nas niespodziankę:
Że na krosnach nawlókłszy pasma jak na tkankę
W swej komorze; mówiła do zalotnej młodzi:
Jeśli wam po Odyssie o mą rękę chodzi,
To póki tego płótna nieskończę — nieprędzej
Ślub być może; bo żal-by marnować mi przędzy.
Całun ten dla Laerta przeznaczam, gdy stary
Usnąwszy niezbudzonym snem, pójdzie na mary.
Niechcę by mię Achajskie ganiły kobiéty
Gdyby on, pan tak wielki leżał nieokryty.
Tak mówiła i wszyscy wierzyli mądrosze.
Więc odtąd w dzień przy krośnach tkała tam po troszę,
A w noc przy żagwiach pruła, co we dnie utkała.
I tak nas przez trzy roki wciąż oszukiwała.
Gdy rok czwarty przyniosły pór odmienne lica,
Przez jednę z pokojówek wyszła tajemnica.
Wpadamy: na gorącym uczynku schwytana,
Pruła to czasu nocy, co utkała zrana.
A więc chcący niechcący skończyć jej wypadło.
A kiedy już utkany płaszcz i prześcieradło,
Wyprała — że jak słońce jak księżyc są czyste —
Wtem demon z kądeś naniósł na łany ojczyste