Zaś samą w krześle sadził i roboty drogiéj
Kobierzec jéj podesłał, nożnik dał pod nogi.
Obok niej na chędogiej sam zasiadłszy ławie,
Lecz daleko od gachów; by gość przy téj wrzawie
Niesfornéj tłuszczy, obiad mógł spokojnie spożyć,
A też, by się z myślami o ojcu otworzyć.
Służebna wraz przyniosła w nalewce złocistéj
Na srebrnéj misie wodę, i lała zdrój czysty
Jéj na ręce; stół gładki postawiła przed nią,
A z spiżarni różnego jadła niepoślednio
Zniosła skrzętna szafarka, toż chlebne pieczywo;
Potem krajczy podawał przeróżne mięsiwo
W kopiastych misach; kubki postawił przed nimi,
A keryx je doléwał; wciąż były pełnymi.
Już rzesza butnych gachów weszła do świetlice,
Długim rzędem zasiadła stołki i ławice;
Keryxi wodę do rąk nosili — a chlebne
Kosze na stół stawiały dzieweczki służebne;
Pachołcy w czasze wino leli zielonawe;
I wszyscy się rzucili rękami na strawę;
A najadłszy, napiwszy do syta, marzyli
Roskosznicy o nowéj dla się krotochwili;
Do pląsów ich ochota i do piosnek brała,
Bez czegoby się żadna uczta nieudała.
Więc keryx dał cytarę Femiowi do ręki,
Co umie najsławniejsze wywodzić piosenki,
A choć mu wobec gachów śpiewać się niechciało,
Brząknął w struny, i dumę zanucił wspaniałą.