Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

Darów nasypie, ile serce jego żąda!«

Telemach z słów tych wróżbę pomyślną przegląda;
A niemogąc dosiedzić wpadł w pośrodek tłoku
Żądny słowa. Wtem keryx Pejzenor na oku
Mając go, zaraz berło podsunął do ręki.
On zwrócił się do starca, i na znak podzięki
Rzekł:
»Cny starcze, ów sprawca wnet ci się przedstawi.
Jam was zwołał w najcięższym smutku, co mię dławi.
Lecz o powrocie naszych niewiem nic takiego,
Cobym mógł wnieść do ludu tu zgromadzonego,
Tem mniej o pospolitéj kraju radzić rzeczy;
Ino chcę rzec o sobie. Dom mój się niweczy
Podwójną klęską. Naprzód stradałem rodzica,
Pod berłem jego niegdyś kwitła ta ziemica.
A teraz znowu cierpię nad domem w upadku:
Lada chwila, a koniec mienia i dostatku,
Matkę moją obsiadła rzesza zalotników;
Wszystkoto syny naszych przedniejszych władyków,
A każdy od jej ojca Ikariosa stroni —
Przecież, żeby prosili, dałby sute po niej
Wiano, i rękę temu kogo sam wybierze,
Wtomiast woleli u nas obrać sobie leże,
Rznąć z naszych obór woły, owce, kozy tłuste
Na biesiady; ognistem winem swą rozpustę
Skrapiać i wszystko chłonąć — a niema nikogo,
Ktoby jak Odys plagę odwrócił tę srogą.
Ja jej tam nie odwrócę; sił niemam natyle,
I niewiem, czy odwagą podołam ich sile.