Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

Aż oto i Antinoj ze śmiechem ku niemu
Pomknął, ścisnął za rękę i rzekł po swojemu:

»Telemachu wymowny, zagorzała głowo!
Niegorsz się postępkami naszymi ni mową.
Jedz, pij, razem tu z nami, tak samo jak wprzódy;
A o podróż Achajom zostaw wszystkie trudy,
Łódź ci dadzą, wioślarzy, byś w boskim Pylosie
Prędzej się mógł dowiedzieć coś o ojca losie.»

Roztropny mu Telemach na to odpowiedział:
»Nigdybym Antinoju przy godach niesiedział
Z zuchwalcami, by z nimi zażyć krotochwile!
Czyż wam mało gachowie, żeście mi już tyle
Przetrawili majątku, pókim był dziecięciem?
Dziś, gdym podrósł i własném zrozumiał objęciem
Co świat gada, a piersi męski duch rospiera —
Zobaczę, czy nie przyjdzie na was straszna Kera,
Bądź do Pylos pojadę, bądź zostanę z wami.
Wzdy jadę! ta się podróż, jak tuszę, uda mi,
Choćby na cudzej łodzi; bo swego okrętu
Ni flisów niemam, przez was złupiony do szczętu.«

To rzekł — i rękę umknął z jego dłoni zdradnej;
A gachy sposobiące w izbie stół biesiadny
Drwili zeń; ów i drugi językiem szermował;
Aż jakiś tam pyszałek z tem się wysworował:

»Coś Telemach się bierze do nas nie na żarty!
Pewnie oprawców z Pylos, albo też ze Sparty