Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 060.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wiedzających tak ozięble i wpatrywała się tak uporczywie w gzyms u sufitu, że wreszcie pojęli, iż są natrętnemi gośćmi. Wkrótce rozpowiadano sobie w Paryżu, że wizyty między drugą a czwartą po południu krępują panią de Beauséant i od téj pory pozostawiono ją w najzupełniejszéj samotności. Bywała wprawdzie na komedyi lub na operze w towarzystwie pana de Beauséant i pana d’Adjuda-Pinto, ale pan de Beauséant umiał żyć na świecie, towarzyszył więc żonie aż na miejsce, a późniéj usuwał się, zostawiając ją z Portugalczykiem. Pan d’Adjuda miał się żenić z panną de Rochefide. W całym wyższym świecie jedna tylko osoba nie wiedziała nic o małżeństwie zamierzoném, a osobą tą była pani de Beauséant. Przyjaciółki wprawdzie nie zaniedbały nadmienić coś o tém, lecz ona się śmiała, sądząc, że ludzie zazdroszczą jéj szczęścia i dlatego chcieliby je zatruć. Tymczasem nadchodził czas zapowiedzi. Piękny Portugalczyk przyszedł oznajmić wice-hrabinie o swém małżeństwie, ale siedział długo nie odważając się ani słówka powiedziéć w tym przedmiocie. Dlaczego? Bo chyba nie ma nic trudniejszego, jak oznajmić kobiecie podobne ultimatum. Są ludzie, co woleliby stanąć wobec przeciwnika godzącego w nich ostrzem szpady, niż znajdować się przy kobiecie, która wywodzi elegie przez dwie godziny, a potém woła o ratunek i pada jak nieżywa. Otóż i pan d’Adjuda-Pinto siedział jak na węglach rozżarzonych, i chciał już wychodzić tłómacząc sobie, że pani Beauséant dowie się téj nowiny bez niego, że wreszcie on sam napisze do niéj, gdyż na piśmie łatwiéj będzie popełnić to grzeczne morderstwo. To téż markiz drgnął z radości, gdy kamerdyner hrabiny przyszedł oznajmić przybycie pana Eugieniusza de Rastignac. Trzeba wam wiedziéć, że kobieta kochana więcéj jeszcze ma daru do tworzenia przypuszczeń podejrzliwych, niż do wymyślania coraz to nowych przyjemności. Gdy ma być opuszczona, to zgaduje myśl ukrytą w najlżejszém skinieniu. Pojmiecie więc, że przed okiem pani de Beauséant nie ukryło się owo drgnienie mimowolnie, lecz niemniéj przerażające. Eugieniusz nie wiedział, że w Paryżu, chcąc bywać u kogoś, trzeba wpierw poprosić przyjaciół domu, by opowiedzieli historyą męża, żony lub dzieci, w przeciwnym bowiem razie można popełnić jedno z tych głupstw, do których zastosowano w Polsce malownicze przysłowie: „Zaprzęgajcie woły do woza!“ po to zapewne, by czémpredzéj wycofać się z nieprzyjemnego położenia. We Francyi taki niefortunny zwrot rozmowy nie ma jeszcze nazwy właściwéj, trudno nawet przypuścić, żeby się mógł zdarzyć wobec niezmiernie rozpowszechnionéj obmowy. Eugieniusz uwikłał się już w jedno głupstwo u pani Restaud, która nie pozwoliła mu nawet zaprządz wołów do woza, a tu u pani de Beauséant mógł rozpocząć nanowo zawód poganiacza. Zda-