Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 111.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Biedaczysko — myślał Eugieniusz, kładąc się do łóżka — los jego może wzruszyć najtwardsze serce. A córka tyle o nim myślała, co o Wielkim Mogole.
Od téj chwili Goriot widział w swym sąsiedzie przyjaciela i powiernika, którego los zdarzył mu niespodzianie. Zawiązały się między niemi stosunki takie, jakie jedynie mogły zbliżyć starego Goriot’a do zupełnie obcego człowieka. Namiętność nie myli się nigdy w rachubie. Goriot przeczuwał, że sam zbliży się więcéj do Delfiny, że będzie nawet miléj widziany, jeżeli Eugieniusz potrafi się jéj podobać. Przytém powierzył studentowi najcięższą z swych boleści. Delfina nie zaznała jeszcze rozkoszy miłości, ta sama Delfina, o któréj szczęściu ojciec marzył przynajmniéj tysiąc razy na dzień. Eugieniusz zaś był, według jego zdania, najmilszym w świecie młodzieńcem i mógł obudzić w sercu Delfiny uczucie, którego dotąd nie znała. Nadzieja ta stała się pobudką przyjaźni dla młodego sąsiada, która się codzień zwiększała, a bez któréj nie znalibyśmy zapewne rozwiązania niniejszéj powieści.
Następnego poranku, przy śniadaniu, wszyscy stołownicy zdziwili się bardzo niezwykłemu zachowaniu się Goriot’a. Stary spoglądał na Eugieniusza z wyraźną czułością; przy stole zajął miejsce obok niego i kilkakrotnie wszczynał z nim rozmowę. Twarz Goriot’a, podobna zwykle do maski gipsowéj, wyglądała dziś zupełnie inaczéj. Vautrin nie widział studenta od czasu owéj długiéj konferencyi; dziś spotkał go po raz pierwszy i usiłował wyczytać, co się w jego duszy dzieje. Eugieniusz rozmyślał przeszłéj nocy o szerokiéj drodze życia, co się przed nim otwierała, przyczém nie zapomniał oczywiście o posagu panny Taillefer; teraz zaś spoglądał na nią mimowolnie takim wzrokiem, jakim najcnotliwszy młodzieniec patrzy na bogatą dziedziczkę. Oczy ich spotkały się przypadkiem. Biedne dziewczę pomyślało, że Eugieniusz prześlicznie wygląda w nowym stroju. Spojrzenie, które zamienili, było tak znaczące, iż Rastignac pojął odrazu, że stał się dla niéj przedmiotem tych żądz niejasnych, które dziewczę nosi zwykle w sercu, aż dopóki nie spotka istoty ponętnéj, dla któréj to serce uderzy. Nad uchem Eugieniusza głos jakiś wołał natrętnie: „Osiemset tysięcy franków!“ Lecz jednocześnie stanęło przed nim wspomnienie dnia wczorajszego, i pomyślał sobie, że uczucie wyrachowane dla pani de Nucingen mogło się stać skuteczną prezerwatywą od tych myśli niedobrych, które mimowoli go prześladowały.
— Dawano wczoraj Cyrulika Sewilskiego — rzekł student. — Jaka-to rozkoszna ta muzyka Rossiniego; nigdy-m jeszcze nic podobnego nie słyszał. Mój Boże! co to za szczęście miéć własną lożę w Operze Włoskiéj!