Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom III 147.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

okruchy wyżéj głowy wyskakiwać nam będą, a dziś chcieliśmy nie dopuścić, by go w piec wsadzono?... nie, nie, wszystko się upiecze! Pozostanie nam może trochę zgryzoty, lecz i to się razem przetrawi. Chrapniemy sobie troszeczkę, a tymczasem hrabia Franchessini otworzy nam końcem szpady spadek po Michale Taillefer. Wiktoryna odziedziczy wszystko po bracie i będzie miała piętnaście tysiączków dochodu. Dowiedziałem się również, że spadek po matce dochodzi do trzechkroć tysięcy...
Eugieniusz słuchał i nie mógł nic odpowiedziéć: czuł, że mu język przylega do podniebienia, że ogarnia go senność nieprzezwyciężona; przed oczyma rozścielała mu się jakaś mgła świecąca, przez którą widział niewyraźnie stół i twarze biesiadników. Gwar ucichał zwolna i goście rozchodzili się po jednemu. Za stołem pozostała już tylko pani Vauquer, pani Couture z panną Wiktoryną, Vautrin i ojciec Goriot. Rastignac rozmarzony widział jeszcze, jak pani Vauquer zlewała pozostałe wino do jednej butelki.
— A, jacy oni szaleni, jacy młodzi! — mówiła wdowa.
Było-to ostatnie zdanie, które Eugieniusz mógł jeszcze zrozumiéć.
— Tylko pan Vautrin potrafi wyprawiać takie sztuki — rzekła Sylwia. — Patrzcie państwo, toć to Krzysztof chrapie jak bączek.
— Do widzenia, mamuniu — rzekł Vautrin. — Idę na bulwar podziwiać p. Marty w Mont-Sauvage. Jestto wielka sztuka przerobiona z Pustelnika. Jeżelibyś pani życzyła, tobyśmy poszli razem z temi paniami.
— Ja dziękuję — rzekła pani Couture.
— Jakto, sąsiadko! — zawołała pani Vauquer — nie chcesz widziéć sztuki osnutéj na Pustelniku? Wszakże do dzieło Atali de Chateaubriand, któreśmy czytały w przeszłym roku pod lipami, płacząc niby jakie Magdaleny; przy tém jest-to utwór moralny, z którego i panna Wiktoryna może skorzystać.
— Nam nie wolno bywać na komedyi — odparła Wiktoryna.
— Patrzcie państwo! ci już zupełnie gotowi — rzekł Vautrin, poruszając w sposób komiczny głowę ojca Goriot i Eugieniusza.
Złożył głowę studenta na krześle, żeby mu było wygodniéj i pocałował go serdecznie w czoło śpiewając:

Śpijcie, pieszczotki kochane!
Ja czuwać przy was zostanę.


— Boję się, żeby on nie zachorował — rzekła Wiktoryna.
— W takim razie, niechże go pani pielęgnuje — począł znów Vautrin. — Jest-to — szepnął jéj do ucha — obowiązek żony uległéj.