Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 076.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kiem rozpaczy, co jéj da w zamian za tę miłość, którą żyła i którą straciła. Pytała siebie, czy w téj miłości minionéj tak czystéj, tak niepokalanéj, myśl nie była stokroć grzeszniejszą od czynów. Wmawiała w siebie winy z rodzajem radości, jakby tym sposobem urągała światu i razem pocieszała samę siebie, że nie była zupełnie połączona z tym, którego opłakiwała. W razie śmierci takie połączenie stanowi pociechę dla tego z kochanków, co pozostaje na ziemi, bo przynajmniéj daje poczucie, że rozkosz była wyczerpaną, szczęście użyte w pełni, i wspomnienie jego pozostanie w duszy na zawsze.
Ona była niezadowolnioną z siebie jak aktorka, co zepsuła rolę, bo ta straszna boleść pożerała wszystkie fibry serca i mózgu. Cierpiała w niéj natura niezaspokojona w najtajemniejszych pragnieniach, miłość własna i ta dobroć, która popycha nieraz kobiety do zrobienia z siebie ofiary.
Poruszając nieustannie te wszystkie kwestye, dotykając wszystkich sprężyn rozmaitéj natury, jakie w nas wyrabia społeczeństwo, osłabiała tak władzę inteligencyi, że wśród najsprzeczniejszych rozumowań nie mogła już nic rozróżnić.
To téż czasami wśród opadających mgieł otwierała swoje okno i pozostawała tak bezmyślnie wdychając silnie zapachy wilgotnéj ziemi, nieruchoma, osłupiała z pozoru, bo szum boleści głuszył w niéj zarówno poczucie harmonii natury jak własnych myśli.
Dnia jednego około południa, w chwili gdy słońce rozjaśniło horyzont, panna służąca weszła niewołana do pokoju i rzekła:
— Już czwarty raz ksiądz proboszcz chce się widziéć z panią margrabiną, a dziś tak się o to dopomina, że nie wiemy, co mu odpowiedziéć.
— Chce zapewne pieniędzy dla ubogich téj parafii, weź dwadzieścia pięć luidorów i daj mu je ode mnie.
— Pani — wyrzekła służąca, powracając po chwili — ksiądz proboszcz odrzuca pieniądze i pragnie z panią mówić.
— Niech więc przyjdzie — odparła margrabina czyniąc wymowny ruch niecierpliwości obiecujący smutne przyjęcie księdzu, od którego prześladowań uwolnić się chciała raz na zawsze stanowczą i szczerą rozmową.
Margrabina dzieckiem będąc straciła matkę, wychowanie jéj naturalnie uległo wpływom rewolucyi, która rozluźniła we Francyi węzły religijne. Pobożność, jest-to cnota niewieścia, i kobiety tylko jedna drugiéj przekazać ją umieją, a margrabina była istną córką osiemnastego wieku, do którego wierzeniami filozoficznemi należał jéj ojciec. Nie pełniła żadnych praktyk religijnych. Dla niéj ksiądz był-to urzędnik wątpliwego pożytku. W położeniu w jakiém się znajdowała, głos religii mógł tylko zaognić jéj cierpienia, a potém