Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 079.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Został księdzem, pani; zanim poświęcony został u stóp ołtarzy, poświęciły go łzy.
Przez chwilę zapanowało milczenie. Margrabina i gość jéj spoglądali przez okno na mglisty horyzont, jakby mogli w nim dostrzedz tych, co już nie istnieli.
— Nie został księdzem w mieście — ciągnął daléj — ale prostym proboszczem.
— W Saint-Lange? — zapytała, obcierając oczy.
— Tak, pani.
Nigdy majestat cierpienia nie okazał się Julii tak wielkim, nawet te proste słowa „tak pani“ padały jéj na serce, jak odgłos niewysłowionego bólu. Ten głos dźwięczący tak łagodnie w jéj uchu poruszał ją do wnętrza, był-to rzeczywiście głos nieszczęścia, ten głos pełny, poważny, który zdawał się mieścić w sobie przejmujące brzmienia.
— Panie — wyrzekła niemal z poszanowaniem — jeśli ja nie umrę, cóż się ze mną stać może?
— Czy nie masz pani dziecka?
— Mam — odparła chłodno.
Proboszcz rzucił na nią spojrzenie podobne temu, jakie rzuca lekarz na człowieka chorego śmiertelnie, i postanowił uczynić wszystko, co było w jego mocy, aby ją wyrwać geniuszowi złego, który już wyciągał nad nią rękę.
— Widzisz więc, pani — wyrzekł — że musimy żyć z naszemi cierpieniami, i religia jedynie daje nam skuteczne pociechy. Czy pozwolisz mi pani przyjść tu znowu, przynieść ci słowa człowieka, który umie odczuć wszystkie bóle i który, jak sądzę, niéma w sobie nic groźnego.
— A więc dobrze, przyjdź pan. Dziękuję, żeś pomyślał o mnie.
— Wkrótce powrócę.
Ta rozmowa przyniosła pewną ulgę duszy margrabiny zbyt rozdraźnionéj zgryzotą i samotnością. Ksiądz zostawił jéj w sercu woń balsamiczną i ożywczą, dźwięk słów pełnych wiary. Potém uczuła ten rodzaj pociechy, jaką czuje więzień, kiedy poznawszy głębie swojéj samotności i ciężar swych kajdan, spotyka sąsiada, który pukając w ścianę rozmawia z nim za pomocą tego dźwięku i objawia mu wspólne myśli. Miała niespodziewanego powiernika. Ale wkrótce powróciła do swych gorzkich rozmyślań i powiedziała sobie, jak to czyni więzień, że towarzysz niedoli niczém nie ulży ani jéj więzom ani jéj przyszłości.
Proboszcz nie chciał za pierwszym razem nadto przerazić téj boleści tak samolubnéj, miał tylko nadzieję, iż dzięki swéj zręczności potrafi wzmocnić uczucia wiary za drugiemi odwiedzinami. Na trzeci