Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 084.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kiedy moi ludzie już spali, szłam odważnie ku sadzawce, a gdym doszła do brzegu, moja wątła natura brzydziła się zniszczeniem. Spowiadam się z moich słabości. Gdym znowu znalazła się w łóżku, wstydziłam się sama siebie i znowu miałam odwagę. W jednéj z chwil takich, napiłam się laudanum; ale cierpiałam tylko i pozostałam żywa. Byłam przekonana, że wypiłam wszystko, co było w flakonie, a wypiłam zaledwie połowę.
— Jesteś pani zgubioną — rzekł poważnie ksiądz głosem pełnym łez. — Powrócisz do świata i będziesz świat zwodziła; będziesz w nim szukać i znajdziesz to, w czém widzisz równoważnik swoich cierpień, ale kiedyś odpokutujesz za swoje rozkosze.
— Ja — zawołała — ja miałabym oddać pierwszemu lepszemu zręcznemu komedyantowi namiętności ostatnie najdroższe skarby mego serca, miałabym zbrudzić moje życie dla wątpliwéj chwili rozkoszy! Nie! moja dusza będzie strawiona czystym ogniem. Wszyscy mężczyźni mają zmysły płci swojéj, ale taki, coby miał także jéj duszę i coby tym sposobem odpowiadał wszystkim wymaganiom naszéj natury, takiego nie spotyka się dwa razy w życiu. Moja przyszłość jest okropna, wiem o tém, piękność jest niczém bez rozkoszy; ale czyż świat nie potępiłby mego szczęścia, gdyby ono jeszcze dla mnie znaléźć się mogło? Winnam zachować mojéj córce poważaną matkę. Czuję to, jestem zamknięta żelazną obręczą, z któréj bez hańby wyjść mi niepodobna. Obowiązki rodzinne spełniane bez żadnéj nagrody znudzą mnie, będę przeklinać życie, ale przynajmniéj moja córka będzie miała matkę, jeśli nie istotną, to za to wspaniałą. Dam jéj skarby cnoty, ażeby zastąpić skarby uczucia, których jéj dać nie mogę. Nie pragnę nawet żyć, by miéć przyjemność, jaką sprawia matkom szczęście dzieci. Ja w szczęście nie wierzę. Jaki będzie los Helenki? zapewne ten sam co mój. Alboż matki posiadają sposob zapewnienia swoich córek, że człowiek, któremu je oddają, będzie małżonkiem wedle ich serca. Obrzucacie błotem biedne istoty, co się sprzedają za lichy pieniądz przechodniom; głód i potrzeba usprawiedliwiają podobnie znikome związki; — a tymczasem społeczeństwo nie tylko cierpi, ale zachęca długotrwałe związki pomiędzy niewinną dziewczyną a człowiekiem, którego zna zaledwie parę miesięcy, a ona jest zaprzedana na całe życie. Prawda, że cena jest wysoka. Gdybyście przynajmniéj szanowali ją, skoro odmawiacie jéj wszelkiéj nagrody cierpień; ale nie, świat szkaluje najcnotliwsze z pomiędzy nas. Taki jest nasz los widziany pod dwoma postaciami. Prostytucya publiczna i hańba, prostytucya tajemna i nieszczęście! Co zaś do biednych dziewcząt bez posagu to waryują lub umierają; dla nich nie ma litości. Piękność, cnota nie mają wartości w waszym ludzkim bazarze, i nazywacie społeczeń-