Strona:PL Honoryusz Balzac-Komedya ludzka tom I 104.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

niosłości, począwszy od któréj bulwar ocieniony wielkiemi drzewami zwraca się z całym wdziękiem leśnéj alei, widzimy przed sobą prawie pod stopami głęboką dolinę zaludnioną fabrykami o sielskim pozorze, pełną zieleni, oblaną ciemnemi wodami Bievry. Po drugiéj stronie tysiące dachów ścieśnionych jak głowy tłumu kryją nędze przedmieścia Saint-Marceau. Wspaniała kopuła Panteonu, ponura kopuła Val-de-Grâce panują dumnie ponad miastem rozłożoném nakształt wielkiego amfiteatru, którego wschody rysują kręte ulice. Z tego miejsca proporcye tych dwóch budynków zdają się olbrzymie, przygniatają one ogromem swoim i wątłe domy i smukłe topole. Nalewo obserwatoryum, przez którego okna i galerye przenikające światło tworzy grę niepojętą, z razu podobne jest do czarnego bezkształtnego widziadła. A w oddali wytworna kopuła Inwalidów pali się w słońcu pomiędzy błękitniejącą massą Luksemburgu i szaremi wieżami św. Sulpicyusza. Widziane ztamtąd linie architektury pomieszane są z roślinnością, poddane kaprysom nieba zmieniającego nieustannie barwy i światła. Zdala wielkie budynki zaludniają powietrze, w pobliżu wznoszą się gęste drzewa i wiją się zaciszne ścieżki. Naprawo przez rozpadlinę znajdującą się w tym szczególnym krajobrazie widać zdaleka długą wodną taflę kanału św. Marcina, oprawioną w czerwonawe głazy, zdobną topolami, otoczoną iście rzymskiemi budynkami śpichlerzy zapasowych. Tam na ostatnim planie mgliste pagórki Bellevillu obciążone domami i wiatrakami łączą swoje kontury z konturami obłoków.
A przecież wśród tego wszystkiego jest miasto niewidzialne. Pomiędzy linią dachów otaczających dolinę i tym horyzontem mglistym, niby wspomnienia dzieciństwa, istnieje miasto olbrzymie, zgubione w przepaści pomiędzy szczaytmi[1] Pitié i szczytami wschodniego cmentarza, pomiędzy cierpieniem a śmiercią. Miasto to odzywa się głucho nakształt oceanu ryczącego poza skałami wybrzeża, jak gdyby mówiło: „Ja tu jestem“.

Jeśli jednak słońce rzuci swoje blaski na tę część Paryża, jeśli oczyści i uwyraźni zarysy, pozapala szyby gdzieniegdzie, zabarwi dachówki, ozłoci krzyże, pobieli ściany, zamieni ciężkie pary w gazową zasłonę; jeśli wydobędzie bogate przeciwieństwa i głębokie cienie; jeśli niebo jest lazurowe a ziemia błyszczącą; jeśli przemawiają dzwony: wówczas z tego miejsca można dojrzéć jeden z tych czarodziejskich widoków, o których wyobraźnia nigdy zapomniéć nie jest w stanie i których obraz zachowa jak obrazu cudnéj zatoki Neapolu, Stambułu lub Florydy. Temu pysznemu koncertowi barw nie braknie żadnego dodatku. Tam odzywają się dźwięki świata i poetyczna cisza samotności, głosy miliona jestestw i głos Boga. Tam leży stolica cała pod cieniem spokojnych cyprysów Père-Lachaise.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – szczytami.